Recenzja filmu

Cztery córki (2023)
Kaouther Ben Hania
Hend Sabri
Olfa Hamrouni

Kobiety pod presją

"Cztery córki" stają się nie tylko gorzką kroniką postrewolucyjnej rzeczywistości tysięcy Tunezyjek, ale również uniwersalną opowieścią o kontroli kobiecego ciała, które wbrew naszej woli stanowi
Kobiety pod presją
Czasem kotki tak bardzo boją się o swoje dzieci, że potrafią je pożreć. Olfa, gdyby mogła, też pożarłaby swoje córki. Bo chociaż za wszelką cenę starała się je uchronić, świat szybko upomniał się o cztery młode dziewczyny. Najpierw miały maszerować jako mażoretki Ben Alego, później słuchać kazań wojujących imamów. Raz nie mogły nosić hidżabu, innym razem musiały zakładać nikab. I w żadnych z tych przypadków nikt nie pytał ich o zdanie.



W "Czterech córkach" Kaouther Ben Hania odmalowuje portret pięciu kobiet, które próbują odnaleźć swoje miejsce w świecie wstrząsanym kolejnymi rewolucjami. Reżyserka wchodzi do ich domu w momencie, gdy dwóch najstarszych córek już nie ma. Pożarł je wilk. Kim lub czym jest ów wilk? Ben Hania tak umiejętnie odkrywa przed nami kawałki tej historii, że grzechem byłoby teraz zdradzić jej finał.

By pomóc swoim bohaterkom odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę się stało, autorka sięga po techniki niebezpiecznie bliskie terapii hellingerowskiej, wprowadzając na scenę aktorów mających zająć miejsce osób, których z jakiegoś powodu brakuje. Ichrak Matar i Nour Karoui wcielają się w starsze córki – Ghofrane i Rahmę. Hend Sabri zastępuję Olfę tam, gdzie strata okazuje się wciąż zbyt bolesna. Najmłodsze Eya i Tayssir Chikhaoui same opowiadają swoją historię. I tylko Majd Mastoura, odgrywający wszystkich (nie)obecnych w tej układance mężczyzn, ma problem z powrotem na plan.

Rekonstrukcja przeszłości nie staje się jednak w rękach Ben Hani cyniczną próbą wykorzystania cudzej traumy. Stanowi raczej narzędzie, dzięki któremu bohaterki mogą przede wszystkim porozmawiać i choć przez chwilę spojrzeć na siebie oczami tej drugiej. Metodę tę wykorzystywało już wielu dokumentalistów, jak chociażby Rithy Panh w "Brakującym zdjęciu", opowiadającym o zbrodniach Czerwonych Khmerów, czy niedawno Chase Joynt w "Historii transpłciowej Agnes". Ale sieci relacji, jakie zawiązują się podczas pracy nad "Czterema córkami", są czymś niezwykłym.



Kobiety wspólnie konfrontują się z doświadczeniem przemocy, która brutalnie naznaczyła ich wzajemne relacje. Przenoszone z pokolenia na pokolenie strategie przetrwania, które w oczach matki stanowią jedynie wyraz ciążącego nad rodziną fatum, stają się dla najmłodszych córek wezwaniem do zmiany. Eya i Tayssir z zadziwiającą dojrzałością wymierzają ostrze swojego oskarżenia tam, gdzie poprzednie generacje nie były w stanie nawet spojrzeć. I choć Olfa z przerażeniem patrzy w przyszłość, one kręcą oczami, gdy matka wspomina o klątwie. 

Swoim obrazem Ben Hania daje świadectwo tego, że świat muzułmański nie jest monolitem. Jedne kobiety zakładają hidżab w geście protestu, inne na znak oporu zrywają go z głów. Jedyną stałą w tym równaniu pozostają ci, którzy czują się uprawnieni do dyktowania swojej moralności innym – w szczególności kobietom. W tym sensie "Cztery córki" stają się nie tylko gorzką kroniką postrewolucyjnej rzeczywistości tysięcy Tunezyjek, ale również uniwersalną opowieścią o kontroli kobiecego ciała, które wbrew naszej woli stanowi wciąż pole walki.



Eksperymentalna forma i konfesyjna natura czynią z najnowszego filmu Ben Hani pozycję absolutnie wyjątkową na mapie współczesnego dokumentu. To obraz jednocześnie głęboko osobisty, dotykający najbardziej intymnych kwestii, a także polityczny manifest kobiet, które wnoszą o nowy model rodziny – oparty na przebaczeniu, miłości i wzajemnej trosce. To apel tych, które wbrew wszystkiemu wciąż walczą o swoje siostry.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones